piątek, 12 listopada 2010

11 Listopada

Stereotyp o nudnych obchodach 11 listopada został wczoraj przełamany. Pomijając oczywiście wszystkie apele (nie licząc tego drużyny). Jedyne czego tak naprawdę można było się z nich dowiedzieć to to, że zostałyśmy drużyną zielonej koniczynki. Jak co roku uczestniczyłyśmy we mszy świętej na Wawelu (notabene to chyba najdłuższa msza na jakiej byłam, nie licząc Pierwszej Komunii Świętej), następnie gra (byłaby ciekawa, gdyby nie to, że byłyśmy tylko na 3 punktach z powodu braku czasu) i apel drużyny. Ten punkt wycieczki był akurat bardzo ciekawy. Ponowne mianowanie Oli zastępową, Aśki przyboczną, nagany, potwierdzenia stanu zastępów... Niby nic, a ja wspominam go z uśmiechem na twarzy.
Dużym minusem dnia było to, że mimo szeroko zakrojonych i ambitnych planów nie mogłyśmy śpiewać w tramwaju patriotycznym, bynajmniej nie z naszej winy. Dobrą stroną tego jest jednak to, że przynajmniej każda z nas ma teraz śpiewnik patriotyczny, z którego może, a nawet powinna nauczyć się tekstu "Boże coś Polskę".
Pozytywnym aspektem dnia (choć nie zaplanowanym) było spotkanie dwojga Brazylijczyków. Tak dokładnie to Brazylijczyka (Philipa - nie mam pojęcia jak pisze się jego imię) oraz Brazylijki (w tym przypadku nie wiem nawet jak miała na imię). Swoją drogą to przesympatyczni ludzie byli. Jak tylko prześlą nam zdjęcia i film, który nakręcili od razu je opublikujemy w galerii albo na stronie.
Podsumowując: WIĘCEJ TAKICH OBCHODÓW ŚWIĄT NARODOWYCH!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz