niedziela, 12 maja 2019

Na szlaku barw
O poranku w dniu 1 maja wybrałam się wraz z Druhną Agą i Madzią na podbój przełęczy Glisne. To zadanie było realizacją punktu ze stopnia wędrowniczki.
Jednak przełęcz okazała się dla nas nie wystarczającym wyzwaniem,
dlatego spontanicznie podjełyśmy decyzje o dalszej wędrówce na najbliższy szczyt, pod nazwą Luboń Wielki.
Choć podczas wyprawy szlak stawiał nam na drodze pionowe błotniste ściany lasu
przez cały czas nie opuszczał nas dobry humor.
A satysfakcja jaka towarzyszy podczas konsumpcji ciepłej czekolady
na ławeczce przed schroniskiem jest nie do opisania.
Podczas całej przygody postarałam się lepiej przyjrzeć kolorom leśnej flory.
Mowa tutaj o górskich kwiatach, na szlaku spotkałam między innymi knieć błotną (kaczeńce),
które rosnąc wzdłuż nurtu potoku rysowały bardzo malowniczy obrazek.
Jak się dowiedziałam te piękne żółte kwiaty zawierają anemoninę,
która powoduje podrażnienia przewodu pokarmowego.
Z tego względu unika się “sadzenia’ tych roślin w pobliżu pastwisk.
ak już mowa o “jadalności” roślin warto wspomnieć o jeżynach (ostrężynach).
Choć na jej przepyszne owoce musimy jeszcze poczekać do jesieni
to już teraz śmiało można przygotowywać z liści tej rośliny napary
będące wspaniałą pomocą w przypadku problemów z przewodem pokarmowym lub jamy ustnej.
Dla mniej cierpliwych przypomnę o borówce czarnej,
której czas rozwoju owoców przypada w terminie chatek.
Aż ślinka cieknie na sam smak leśnego dżemu z nutką ściółki...
Z najważniejszych klasyków miałam przyjemność sfotografować zawilca "gajowego"(niestręt)
-wiosenny kwiat, który już od pierwszych słonecznych dni marca pokrywa  duże powierzchnie lasów liściastych
oraz żywca gruczołowatego o pięknej fioletowej barwie.
Wśród kolorów, które ujrzałam nie zabrakło niebieskiego.
Z początku miałam problem rozpoznać ten kwiat, jednak bardzo pomocna osóbka powiedziała mi że jest to niezapominajka.
Ku mojemu zaskoczeniu w połowie drogi natchnełyśmy się na dziko rosnącą wiśnię,
tak zwaną wiśnie ptasią, której białe kwiaty wyglądały niezwykle urokliwie w kontraście z iglastą częścią lasu.
Jak już mowa o urokach, nie mogłam pominąć szczawika zajęczego (zwany również koniczyną zajęczą).
Od razu nasuwa na myśl czas dzieciństwa spędzony w górskim drewnianym domku.
Gdy z rodziną wybieraliśmy się na spacery.
Mama zawsze pozwalała nam urządzać zawody “na kwaśne miny”,
ponieważ łodyżka tej rośliny ma charakterystyczny bordowy kolor,
który dla przedszkolaka stawia większe wyzwanie smakowe niż cytryna.



Aby odkryć piękno natury nie trzeba jechać daleko, wystarczy kilkanaście kilometrów poza Kraków. Mam nadzieję, że zainspirujemy Was do podjęcia górskiego wyzwania!


sam. Dominika Merynda